poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział Piąty



   Bolało mnie całe ciało, nie wiedziałam co się ze mną działo, ostatnie co pamiętam to chory śmiech tej obłąkanej stukniętej baby. Leżałam na jakimś miękkim łóżku… CHWILA łóżko?! Momentalnie jak oparzona otworzyłam prędko oczy i usiadłam. W pomieszczeniu panowały egipskie ciemności, nic nie widziałam, mojej różdżki nigdzie nie było, spanikowałam bez niej byłam tak bezbronna jak Mugolskie kobiety gdy malują paznokcie.  Nagle otworzyły się drzwi, światło za nimi oświetliło moją twarz, przez próg przeszedł długowłosy tleniony mężczyzna. Podszedł do barierki łoża i patrzył się na mnie tymi szarymi oczami. Spojrzałam się na niego ostrym wzrokiem. 

-Kim ty do jasnej cholery jesteś i gdzie jest moja różdżka ?

-Wygląda na to, że twoim ojcem.-Skrzywił się, spokojnie dziadu, mnie też się to nie podoba.

-A masz jakiś dowód ?

-Ciebie. -Przychłam.

-A ta twoja żonka wie, że się puściłeś ?

-NIE i się NIE dowie.-Wysyczał.

-Ta rozumiem, mam nie istnieć i tak dalej, to pozwól, że sobie pójdę tylko oddaj mi różdżkę.-Powiedziałam suchym tonem. Też mi coś ojciec od siedmiu boleści. 

-Ma ją Czarny Pan, ruszaj się wzywa cię.

-Czy ja wyglądam na służącą co się dzwoneczkiem wzywa, bo nie wydaje mi się. Skoro ją ma to niech mi ją odda.

-Dla twojego dobra radzę ci być posłuszna i nie dyskutować z nim jeśli chcesz przeżyć do rana.-Warknął. Wyszczerzyłam się i zasalutowałam mu.  –Bez tego kretyńskiego uśmiechu.

-Sztywniak.- Burkłam.

 Znudzona szłam za nim rozglądając się naokoło, wystrój bogato urządzony aż mdli, tyle zdobień i innych niepotrzebnych elementów rozmyślałam o wystroju aż wpadłam na ojczulka , jak to brzmi, nigdy nie miałam ojca i było mi z tym dobrze a teraz przez moją ciekawość jestem tu uwięziona z tym sztywniakiem. –Sorry.-Mrukłam.

-Kiedy ostatnio coś jadłaś ?

-A ile tu jestem ?- Co go to interesuje ?

-Dwa dni, leżałaś jak zabita.

-Jeszcze żyję i mam się dobrze.  No to ostatnim razem coś chyba trzy dni temu małą sałatkę owocową.

-Musisz się normalnie odżywiać bo wpadniesz w Mugolską chorobę anoreksje.

-A co cię to interesuje ?-Warkłam.

-Bądź co bądź jesteś moim… dzieckiem.

-Poprawka, jestem wpadką która gdybyś myślał głową a nie dolną częścią ciała to byś nie miał tego problemu.-Wiedziałam, że tak było, byłam tylko przypadkiem którego nigdy nie powinno być.- To idziemy do tego dziada ?

-Wyrażaj się z szacunkiem bo z takim słownictwem możesz nie dożyć kolacji.-Prychłam.

Dalej już szliśmy w milczeniu aż dotarliśmy do wielkich drzwi w które zastukał, odpowiedziało mu zimne proszę. Popchnął mnie i szepnął ukłoń się. Weszłam i ukłoniłam się przesadnie i uśmiechnęłam irytująco w stronę mężczyzny o nienaturalnie bladej cerze, czarnych oczach z przebłyskami szkarłatu i twarzy bez nosa. Siedział na kamiennym tronie, szkoda, że nie od kibla. Obok mnie pojawił się Malfoy, dłonią popchnął mnie tak, że prawie orła wyrznęłam, odwróciłam się w kierunku ojca, zmrużyłam groźnie oczy.

-Nie dotykaj mnie.-Wycedziłam, łysa pała się w milczeniu przyglądała.

-Widzę Lucjuszu, że nie panujesz nad swoją córką.-zakpił.

-Panie, wybacz, to się nie powtórzy…

-JA NIE jestem JEGO córką!!!- Krzykłam.

-Nie ładnie.-W jego pajęczych dłoniach przesuwała się moja różdżka.- Tego szukałaś ?-Pomachał mi moją własnością a swoją wycelował we mnie.-To cię nauczy pokory. Crucio!- Zaklęcie leciało ku mnie gdy machłam dłonią , odparłam jego zaklęcie z trudnością.

-Czy ciebie powaliło ?!- Wrzasłam do mordy węża.  Przez chwilę patrzył się na nie tak jak by coś ważnego postanawiał.

-Gdy by nie to, że będziesz mi potrzebna to bym cię zabił. Lucjuszu nie wypadałoby może nauczyć swojego potomka pokory?

-Tak Panie, wybacz.

-Lizus się znalazł.

-Zoey!

-Możesz odejść, ale ty zostań.- Zwrócił się do mnie, gdy Lucjusz zamknął za sobą drzwi to Czarny Pan skinął na mnie dłonią bym podeszła bliżej.

-Co jaśnie pan sobie życzy ?-Zapytałam ironicznym tonem.

-Masz  zwracać się do mnie z szacunkiem ! Zrozumiałaś ?!

-Jasne, jak słońce.

-Jak to możliwe, że potrafisz odeprzeć moje zaklęcie bez użycia jej ?-Znowu zamachał mi moją różdżką .

-Normalnie, przez wiele lat interesowałam się czarną magią i tak rozwinęły się we mnie zdolności .

-Zdumiewające.-Mruknął bardziej do siebie niż do mnie. Jego oczy zabłysły przez sekundę szkarłatem .

-I co związku z tym faktem ?-Stałam w miejscu a on okrążył mnie do o koła i stanął przede mną.

-Zaczniesz szkolić swoją moc.-A od czego jestem w Hogwardzie ?

-To oddasz mi różdżkę ?

-Crucio!-Syknął. Teraz nie zdążyłam się obronić, leżałam na podłodze i skręcałam się z bólu, krzycząc. Po jakieś chwili dla mnie wieczności przestał. Dalej leżałam i oddychałam ciężko, podłoga była kojąco zimna, podniosłam się lecz za szybko bo pojawiły mi się mroczki przed oczami, i padłam na kolana, czułam się jak po mocnej imprezie. Po paru minutach jak odzyskałam ostrość widzenia wstałam na nogi i spojrzałam się na Voldemorta.

-To jak się mam się do ciebie zwracać ?-Zapytałam ,może jestem jakaś chora psychicznie ale nie trzęsłam portkami na jego widok a wręcz przeciwnie fascynował mnie.

C.D.N
Kolejne rozdziały będą dłuższe i ciekawsze.

Pozdrawiam czytających to opowiadanie, YuukieChan :*