piątek, 1 listopada 2013

Rozdział szósty



Rozdział szósty

-Czarny Panie, Panie.

-Dobrze PANIE.

-Crucio!- Tym razem też nie zdołałam uniknąć kary.- Szacunek.-Tym zakończył rozmowę ze mną. Czułam  się słabo, nic prawie nie jadłam więc to normalne, że nie miałam na nic siły. Czarny Pan skierował swój biały długi palec na czarny tatuaż i parę chwil później pojawił cię Lucjusz Malfoy w drzwiach. Ukłonił się jak podlizujący służący.

-Panie ?

-Możesz ją zabrać.- Malfoy podźwignął mnie i wyprowadził z Sali.

-Miałaś okazać szacunek.-Syknął mi zimnym tonem.

-Okazałam…- Zaczęłam widzieć czarne plamy przez oczami, nie wiedząc kiedy poleciałam do przodu, zwyczajnie zemdlałam. Organizm nie wytrzymał.

                                                                                      *

Jasno. Jest bardzo jasno. Słońce świeci mi po twarzy.  Łóżko. Jest… takie twarde.

Uchyliłam powieki w małe szparki, zorientowałam się, że leżę w skrzydle szpitalnym. Różdżka leżała na złożonych ubraniach.  Na białej ścianie zegar wskazywał godzinę 11:35 rano.   Chwilę leżałam bez ruchu aż nie pojawiła się w moim zasięgu wzroku szkolna pielęgniarka Pani Pomfrey.

-Oh dziecko powinnaś więcej jeść! Sama skóra i kości! -Zamierzałam się podnieść ale spojrzała się na mnie karcącym wzrokiem.-Nie nawet nie wstawaj! Jesteś jeszcze słaba!

-Ale mam lekcje!- I szlaban na który zaspałam, więcej ich nie chciałam.

-jesteś zwolniona z lekcji do jutra. W takim stanie to daleko nie zajdziesz i nawet nie próbuj! –Podeszła do mnie.-Wypij, dobrze ci zrobi.-Podstawiła mi pod twarz jakiś śmierdzący wywar.-No pij.-Nie chętnie wzięłam jeden łyk który natychmiast wyplułam.-Czego się spodziewałaś soku z dyni ?

-Nie, ale chociażby czegoś… w lepszym smaku…

-Pij do dna.- Niechętnie dopiłam i się skrzywiłam mimowolnie.-Powinnaś się przespać, jak cię wczoraj Hagrid przyniósł z błoń to byłaś blada jak ściana.-Nie ma to jak troskliwy tatuś poco się fatygować jak można porzucić córkę na polanie i mieć na wszystko wyjebane. Poczekałam aż pani Pomfrey zniknie z zasięgu wzroku , gdy tylko znikła chwyciłam różdżkę od razu przebierając się w wczorajsze ubrania. Mając gdzieś jej przestrogę usiadłam wiążąc buty. Powoli wstałam, przed oczami pojawiły mi się mroczki. Chwyciłam się poręczy łóżka i przeczekałam. Czarne plamy zniknęły mi przed oczu po jakiś trzech minutach. Uważając aby nie trafić na pielęgniarkę wymknęłam się ze skrzydła szpitalnego. Była lekcja więc musiałam uważać aby nie natknąć się na żadnego nauczyciela. Szybko przemknęłam się do dormitorium i od razu wpadłam pod prysznic, woda przyjemnie mnie ogrzewała. Po skończonym grzaniu się wyszłam w czarnym puchowym ręczniku. Ubrałam czarną mini spódniczkę z kokardkami w kropki, do tego białą koszulkę bez rękawów a na to gorset w kropki. Na nagi oczywiście obowiązkowo czarne glany . Ostrożnie wymknęłam się z dormitorium. Zamierzałam iść na wierze astronomiczną by tam pozostać i przemyśleć parę spraw. Niestety ja jak to ja zamyślona nie zauważyłam otwierających się z impetem drzwi. Miałam nadzieję, że nie jest to ta sala o której myślałam. Jednak nadzieja pozostaje nadzieją.  Wylądowałam boleśnie tyłkiem na kamiennej podłodze, przed oczami zatańczyły mi mroczki był to efekt nie słuchania szkolnej pielęgniarki. Po odzyskaniu ostrości widzenia , zobaczyłam profesora Snape’a stał przede mną z założonymi rękoma na piersi.

-Czy czasem nie miałaś leżeć w skrzydle ?

-Lepiej się już czuje.

-Tak? W takim razie nie zapomnij o dzisiejszym szlabanie.- Powoli wstałam ale ciemne plamy powróciły. Zachwiałam się i gdyby nie Snape to bym zderzyła się z podłogą.-Jadłaś cokolwiek dzisiaj ?

-Nieee…- Czułam jak mdleje usłyszałam jak Snape klnie. Chyba podniósł mnie i gdzieś zaniósł.

                                                                                        *

Było mi zimno i na przemian gorąco.

Budziłam się, czułam się okropnie, słabo, tak jakby coś mnie przejechało.

Otworzyłam oczy było ciemno, okien nie widziałam czyli nie byłam w skrzydle szpitalnym więc musiałam być gdzieś w lochach. Przykryta byłam jakimś kocem leżałam na sporej wielkości łóżku.  Różdżki nie było przy mnie nie wyczuwałam jej. Nie miałam zielonego pojęcia gdzie jestem i jak tu trafiłam. Zeszłam z łóżka , i zaświeciłam sobie zwykłym lumos . Drzwi były naprzeciw łóżka o ironio zamknięte.

-Alohomora.- Nic, kopłam je i pociągłam też nic zamknięte  na cztery spusty.  Zrezygnowana wróciłam na łóżko po około godzinie drzwi otworzyły się wpuszczając światło które oświetliło część pokoju.

C.D.N